🪩 Kat Oddech Wymarłych Światów Recenzja

"Oddech wymarłych światów" – druga studyjna po "666" i jej anglojęzycznej wersji "Metal and Hell" płyta zespołu Kat, wydana w 1988 roku. Album rozpoczyna utwór "Porwany obłędem" - szybki thrash ze
do konta ProNa żywoMuzykaRankingiWydarzeniaAktualności Subskrybuj Zaloguj się Zarejestruj się Ulepsz do konta ProNa żywoMuzykaRankingiWydarzeniaAktualności Zaloguj sięZarejestruj się Dostępna jest nowa wersja aby wszystko działało poprawnie, przeładuj serwis. Kat - Oddech wymarłych światów Przejdź do profilu wykonawcy Kup album Ładowanie Słuchaczy 1 Scrobble 10 Słuchaczy 1 Scrobble 10 Przejdź do profilu wykonawcy Kup album Ładowanie Dołącz do innych i śledź ten album Scrobbluj, szukaj i odkryj na nowo muzykę z kontem Zarejestruj się w Czy masz jakaś grafikę dla tego albumu? Dodaj grafikę Dołącz do innych i śledź ten album Scrobbluj, szukaj i odkryj na nowo muzykę z kontem Zarejestruj się w Czy znasz jakieś podstawowe informacje o tym albumie? Rozpocznij wiki Powiązane tagi katDodaj tagiWyświetl wszystkie tagi Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz Zewnętrzne linki Apple Music Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz Shoutbox Javascript jest wymagany do wyświetlania wiadomości na tej stronie. Przejdź prosto do strony wiadomości O tym wykonwacy Czy masz jakieś zdjęcia tego wykonawcy? Dodaj zdjęcie Kat - Oddech wymarłych światów 73 słuchaczy Powiązane tagi kat Czy znasz jakieś podstawowe informacje o tym wykonawcy? Rozpocznij wiki Wyświetl pełny profil wykonawcy Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz Zewnętrzne linki Apple Music Zwyżkujące utwory 1 2 3 4 5 6 Wyświetl wszystkie zwyżkujące utwory Aktualności API Calls
Find many great new & used options and get the best deals for KAT - Oddech Wymarłych Światów CD NEW & SEALED Polish Release at the best online prices at eBay! Free delivery for many products!
Album "Oddech Wymarłych Światów" przyniósł sporo zmian w porównaniu do debiutu. Muzyka tutaj jest cięższa, ale też bardziej przystępna, mniej nieokiełznana jak na debiucie. Po ciężkim wstępie "Porwany Obłędem" nabiera niesamowitej prędkości. Jeszcze lepiej wypada mocny "Śpisz jak Kamień", którego początek kojarzy mi się z utworem "Orion" Metalliki. Później utwór staje się niesamowicie mroczny, tak jak niektóre utwory na "666". Ciekawa jest też końcówka utworu, oparta na gitarze akustycznej. Podobnie zaczyna się jeden z moich faworytów - "Dziewczyna w Cierniowej Koronie". Po wstępie zagranym na gitarze akustycznej rozpoczyna się niesamowita, piekielna jazda jak na pierwszym albumie grupy. "Diabelski Dom cz. 2" oferuje nam niesamowitą dawkę ciężaru zmieszanego z agresją, który świetnie odzwierciedla styl Kata. "Mag-Sex" przypomina trochę swoją budową utwór "Dziewczyna w Cierniowej Koronie". Przedostatni utwór to genialna ballada "Głos z Ciemności". Na koniec dostajemy typowy utwór w klimatach "666" - "Bramy Żądz". Ocena: 10/10
Listen free to Oddech Wymarłych Światów – Kat. Discover more music, concerts, videos, and pictures with the largest catalogue online at Last.fm.
Rok 2019 przyniósł dwa piekielnie ważne wydarzenia dla fanów największej legendy rodzimej sceny metalowej. Mowa oczywiście o kapeli KAT – prekursorach nadwiślańskiego trash i heavy metalu. Jednakże podobnie jak dwie Polski, istnieją dwa Katy. KAT Piotra Luczyka i Kat & Roman Kostrzewski. Ten pierwszy po czternastu latach wydał album Without Looking Back. W 2005 roku, dwa lata po ostatniej trasie koncertowej zespołu w oryginalnym składzie, na rynku muzycznym pojawił się Mind Cannibals, ósmy album studyjny KATa z nowym wokalistą – Henrym Beckiem. W dodatku po angielsku i bez szatańskich treści. Dla większości fanów kapeli owa sytuacja była niczym nawrócenie. Bez Romana Kostrzewskiego KAT stał się piekłem bez diabła. Jednakże diabeł jest przewrotny i nieobliczalny. Kostrzewski takoż zapragnął mieć swojego Kata i takowego wyczarował. W 2011 roku Roman Kostrzewski & Kat zadebiutował płytą Biało-czarna, która nie sprostała ogromnym oczekiwaniom. Niewypał spowodował, że zespół zaczął wyprawiać dziwaczne rzeczy – od materiału akustycznego po ponowne nagranie debiutanckiego krążka 666. Wiosną tego roku wrócili z nową propozycją o tajemniczym tytule Popiór. Z kolei Luczyk pozostawał w uśpieniu przez czternaście lat, nie licząc niepotrzebnego materiału Acoustic – 8 filmów, zawierającego akustyczne wersje starych numerów z tekstami Kostrzewskiego. Wydany 14 czerwca, dziewiąty album studyjny Without Looking Back od początku wzbudzał schizofreniczne zainteresowanie środowiska metalowego. Piotr Luczyk zapowiadał powrót do muzycznych korzeni, sięgających czasów 666 i Oddechu wymarłych światów oraz komercyjny sukces, przede wszystkim poza krajem. Na szpicy znalazł się tym razem Jakub „Qbek” Weigel, wokalista znany z występów w rockowo-bluesowej grupie Harlem, a teksty podobnie, jak na Minds Cannibals zostały napisane w języku angielskim. W podstawowym składzie znaleźli się ponadto basista Adam „Harris” Jasiński oraz perkusista Mariusz Prętkiewicz. Without Looking Back wygląda przepięknie wizualnie. Zaprojektowana przez Jerzego Kurczaka okładka jest intertekstualnym spoiwem pomiędzy starą i nową drogą katowickiego bandu. Zakapturzona postać w czarnych szatach, dzierżąca w swej prawicy katowski topór, dumnie kroczy przed siebie, a za nią wirują wymarłe światy, trumny i klatka, z której uciekła ponętna niewiasta, znudzona słuchaniem ballad. Pod nogami nieoglądającego się za siebie mściciela płonie ziemia. W lewej ręce KAT niesie dwie ociekające krwią odcięte głowy (czyżby dawnych kumpli, którzy kupczą jego imieniem?). Bijąca z okładki nostalgia jest tak mocna, że chce się pobiec do Empiku i jak najszybciej dokonać zakupu. Za polską dystrybucją, wydanej przez Pure Steel Records płyty, odpowiedzialny jest Metal Mind Productions. Dzięki temu można ją kupić w sklepach stacjonarnych i internetowych w rozsądnej cenie (takiej możliwości nie dostali niestety fani Kata z Romanem Kostrzewskim, bowiem za ich wydany własnym nakładem Popiór trzeba zapłacić wraz z przesyłką ponad 80 złotych). Na Without Looking Back znalazło się dziesięć kompozycji, które jeśli jednak obejrzymy się za siebie sprawiają wrażenie totalnie niekatowskich. Daleko im do trash czy black metalu. Z kolei blisko do hard rocka, momentami melodyjnego rocka i power metalu. Gdzieś pośrodku, niczym skrytobójca, czai się heavy metal. Ów stan rzeczy kładzie cień na powrocie kapeli do korzeni. Tejże muzyce znacznie bliżej do dokonań takich kapel jak Accept, Rage, Judas Priest czy Metallica. Niemniej jednak muzycy zaserwowali mocną dawkę soczystego rockowo-metalowego grania. Najciekawszymi numerami na Without Looking Back są te, w których wykorzystano instrumenty klawiszowe i organy Hammonda. Dynamiczny Let There Be Fire niekoniecznie sprawdzi się jako heavymetalowy klasyk, ale ma predyspozycje do pretendowania do tytułu rockowego przeboju. Wild i More zostały nagrane wręcz perfekcyjnie. To właśnie w nich najczyściej rozbrzmiewają wspominane organy Hammonda, które zamiast mroku wlewają do uszu przyjemne dźwięki. Zwieńczeniem krążka jest klimatyczna ballada The Promise Land, w której sekcja rytmiczna została poszerzona o klawisze, wiolonczelę i skrzypce. Materiał trwa godzinę i wypada naprawdę dobrze. Utwory są dopracowane i powinny zadowolić zwolenników ostrzejszych brzmień. Z pewnością fani zespołu z ubiegłego stulecia rzekną, po przesłuchaniu tego wydawnictwa, że nie ma KATa bez Romana albo nie ma Szatana bez Romana. KAT bez Romana istnieje, czego najlepszym dowodem jest właśnie Without Looking Back. Jednakże nie ma Szatana bez Romana, albowiem w warstwie lirycznej próżno szukać spijania dziewczęcej krwi błony dziewiczej, prącia trzy na metr, diabelskich domów, czekoladowych mszy, łoża wspólnego lecz przytulnego i śmiesznego czorta. Ciężko, żeby ten okręt popłynął dalej bez szatańskich fraz i woni siarki. Piotr Luczyk, jak nikt inny, ma prawo do nagrywania i występowania pod szyldem KAT. Jego problem polega na tym, że dla radykalnych fanów najważniejszej metalowej grupy w Polsce ta nazwa jest zarezerwowana dla Romana Kostrzewskiego. Miejmy nadzieję, że Without Looking Back rzeczywiście doczeka się zagranicznej trasy koncertowej. W Polsce, pomimo solidnego rzemieślniczego materiału, nie wróżę twórcom sukcesu na miarę jakiejkolwiek wcześniejszej płyty kapeli. Krystian Janik Oficjalna strona zespołu: Facebook: Tweet Share 0 Reddit +1 Pocket LinkedIn 0 Singer: KAT Album title: Oddech Wymarłych Światów Label: Metal Mind Productions ‎– MMPCD 0765 Type: CD, Album, Numbered, Reissue, Remastered Country: Poland Date of released: 06 Jun 2016 Category: Rock Style: Thrash, Heavy Metal Rating: 3.7/5 Votes: 499 Format: MP3 WAV VOX AIFF MP1 FLAC MP4 WMA FLAC Sklep Muzyka Vinyle Ciężkie brzmienia Polska Data premiery: 2019-11-29 Rok nagrania: 1987 Rodzaj opakowania: Standard Producent: Metal Mind Productions Opis Opis Specjalna edycja z okazji 40-lecia zespołu KAT. Płyta, przez wielu uważana za jedną z najważniejszych w historii polskiej muzyki metalowej, ukazuje się na pojedynczym, turkusowym winylu, o gramaturze 180 g oraz w opakowaniu typu gatefold. Materiał został poddany specjalnemu masteringowi (zbieżny z wydaniem z 2016 r.). Polecamy! Tracklista: Side A 1. Porwany Obłędem 2. Śpisz Jak Kamień 3. Dziewczyna W Cierniowej Koronie 4. Diabelski Dom Cz. II Side B 1. Mag-sex 2. Głos Z Ciemności 3. Bramy Żądz Dane szczegółowe Dane szczegółowe ID produktu: 1235963865 Tytuł: Oddech wymarłych światów (winyl w kolorze turkusowym) Wykonawca: Kat Dystrybutor: Metal Mind Productions Data premiery: 2019-11-29 Rok nagrania: 1987 Producent: Metal Mind Productions Nośnik: Płyta Analogowa Liczba nośników: 1 Rodzaj opakowania: Standard Wymiary w opakowaniu [mm]: 314 x 5 x 314 Indeks: 33967936 Recenzje Recenzje Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy W wersji cyfrowej Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora

The word "kat" means . KAT is one of the most important bands in Polish and East European overall, and is also mentioned as one of the main precursors of . KAT's most famous album is " Oddech wymarłych światów The Breath of Extinct Worlds ), considered an opus of Polish heavy metal. KAT was founded in 1979 by guitarist Piotr Luczyk.

Z pewnych względów pierwszą recenzją na blogu nie mogła być inna płyta innego zespołu O zespole Kat choć na dobrą sprawę nie trzeba wiele pisać, bo jest to (a w zasadzie była, bo to, co teraz kryje się pod tą nazwą to cytując Zbyszka Stonogę "jest jakieś ku*wa, nieporozumienie") uznawana przez wszystkich za absolutną klasykę i żywą legendę rodzimej sceny metalowej i wszystko zostało o tej grupie powiedziane, to jednak z uwagi na swój wkład w rozwój tego rodzaju muzyki w tym kraju, nie mogło jej tu zabraknąć. Poza tym była i jest ona jedną z głównych inspiracji dla wielu młodych kapel, obiektem zainteresowania środowisk kościelnych oraz spekulacji (a mianowicie tematu rozłamu w kapeli przez konflikt na linii Luczyk - Kostrzewski i ewentualnego pogodzenia obu panów, co na ten moment wydaje się niemożliwe). Przede wszystkim jednak ta recenzja, a raczej zbiór wywodów (mniej lub bardziej spójnie skleconych) wynika z mojego uwielbienia dla tego zespołu i jego dokonań. Suche fakty o składzie, płycie itd Album ukazał się po raz pierwszy w 1988 roku na kasecie przez Polton. źródło z którego pobrano grafikę: Rok później światło dzienne nakładem Pronit pojawiła się płyta winylowa ze zmienioną i obecną na większości wydań okładką autorstwa jest Jerzego Kurczaka, która zyskała miano kultowej. Te wydanie to mokry sen każdego fana metalu. źródło zaczerpnięcia fotografii: Za produkcję odpowiedzialny był Tomasz Dziubiński, za realizację zaś Andrzej Puczyński, Dariusz Gospodarek i Wojciech Postek. Skład zespołu: Roman Kostrzewski - wokal prowadzący Piotr Luczyk - gitara prowadząca, gitara rytmiczna, wokal wspierający Ireneusz Loth - perkusja Krzysztof Stasiak - bass Płyta trwa w zaokrągleniu 39 minut, zawiera 7 utworów: Porwany Obłędem Śpisz Jak Kamień Dziewczyna W Cierniowej Koronie Diabelski Dom cz II Mag-Sex Głos Z Ciemności Bramy Żądz O utworach słów kilka Otwieraczem płyty jest trwający 4:29 minuty Porwany Obłędem. Utwór rozpoczyna się nieoczywistym, tajemniczym dźwiękiem, który może przywodzić na myśl jakieś pozaziemskie zjawiska - kosmiczne (co mogłoby tłumaczyć poniekąd intencje twórców okładki, przedstawiający planety) lub z zaświatów (do czego mógłby nawiązywać mógłby tekst). Po pierwszych odgłosach do uszu słuchacza dobiega chwytliwy riff i powolne, mocarne bębny, lecz w niedługim czasie się to zmienia i kompozycja nabiera tempa. Zmniejszenie obrotów następuje przy powtarzanych kwestiach, które wydają się tłumaczyć o czym jest tekst. Złowieszczy, przejęty głos Romana Kostrzewskiego opowiada o przemianie podmiotu lirycznego w bliżej nieokreślone monstrum, zapowiadającego zemstę na oprawcach stryjka. Dzieje się to nad jego grobem, kiedy to dzieją się niepokojące rzeczy ("nad bramą grobu zawisł cień") Oczywiście nie brakuje "obłędnej" solówki Piotra Luczyka mniej więcej w połowie kawałka. Drugim utworem na płycie jest Śpisz jak Kamień. Choć spokojniejszy, wolniejszy, to i tak agresywny, złowrogi i tajemniczy, głównie z uwagi na tekst. Gdy wydaje się, że utwór zwieńczy kolejna solówka i perkusyjny łomot, następuje rzecz niebywała. Na pierwszy plan idzie akustyczna wstawka, a dotychczas śmiercionośne bębny spokojnie wystukują rytm. W wokalu słychać przejmujący ból, który udziela się również osobie słuchającej i napawa ją jakimś egzystencjalnym żalem. O czym jest ten utwór? Czy jest to swoista podróż wewnątrz siebie, która uświadamia bezsens swojego istnienia? Nieznośny ból doświadczeń i niepowodzeń, będący karą za wzięcie życia w swoje ręce niżeli powierzenia go Stwórcy? Ból od którego ucieczką jest kamienny sen? Być może, choć tylko autor wie, co miał (i czy w ogóle miał) na myśli. Kolejnym utworem o dość kontrowersyjnym tytule, jest budząca oczywiste skojarzenia Dziewczyna W Cierniowej Koronie. Dla bardziej nieuważnego ucha piosenkę można z początku pomylić z następującym w później fazie płyty Głosem Z Ciemności. Kompozycja mimo spokojnego, delikatnego wstępu, wkrótce nabiera na napięciu, które w chwili eksplozji zmienia odczucia o 180 stopni. Ogromna zasługa w tym blastów, które łoją niemiłosiernie niczym baty. Historię zawartą w grubo ponad pięciominutowym kawałku, można poniekąd odczytać przez jego tytuł. Kobieta, którą spotyka kara śmierci i opuszczają siły niebieskie, tylko za to, że zgrzeszy chcąc zaspokoić głód (w domyśle może chodzić o głód bliskości mężczyzny, erotycznego zbliżenia, którego z jakiegoś powodu nie mogła spokojnie zaspokoić). Kim jest rzeczona dziewczyna? Zakonnicą? Wiedźmą? Skazaną na potępienie w wiejskiej, konserwatywnej społeczności młodą dziewczyną? Kto wie. Całości uzupełnia agresywny wokal, który w końcowej fazie utworu nabiera bohaterskiego wydźwięku. Wirtuozerska solówka tym razem wieńczy dzieło. Diabelski Dom cz II to oczywiście kontynuacja opowieści z albumu 666. Nie ma co się rozpisywać o historii - dowiadujemy się co znajduje się we wnętrzu tego miejsca i jakie praktyki miały/mają w nim miejsce. Jeśli myśleliście, że na poprzednich utworach Roman brzmi jak diabeł wcielony, to byliście w błędzie. Tutaj do czynienia mamy z całkowitym opętaniem frontmana, który prezentuje szeroki wachlarz swoich umiejętności wokalnych. Stężenie seksu i satanizmu w tym utworze wykracza 666 razy ponad normę. Być może do napisania liryk do tego numeru inspiracją był film Romana Polańskiego Dziecko Rosemary (przez motyw cielesnego zbliżenia - pewnie wiedźmy z księciem ciemności, w którego wyniku rodzi się rogate dziecko). Niesamowity magnetyzm płynie z tego kawałka - być może przez kuszącą propozycją zawartą w poniższym fragmencie: - Chcesz mieć władzę i moc? Gromić jak mag, dusić jak wąż? Nie wiem czy chcesz, teraz i tu, powiedzieć, Bóg to mój wróg?! Utwór utrzymany w tempie Porwanego Obłędem. Podobnie rzecz ma się w Mag - Sex. Historia człowieka, który odnaleziony wpółżywy przez wiedźmy, zostaje przez nie wychowany i wraz z upływem lat zyskuje niebywałą moc w wiadomej dziedzinie, która daje mu nieśmiertelność. Jeden z utworów do których tekst znam na pamięć i który chciałbym usłyszeć na żywo. Spokojny wstęp jak to bywa u zespołów metalowych szybko staje się przeszłością, a eksplodująca czarcia energia pochłania każdego, komu dotrze do aparatu słuchu. Przedostatnią kompozycją jest wspominany przez podobieństwo do Dziewczyny... Głos Z Ciemności. Metalowa ballada, która wycisza i pozwala dojść do siebie słuchaczowi po morderczych poprzedzających ją utworach. Nie znaczy to, że jest to coś miałkiego. Teksty są tajemnicze, niejednoznaczne, trudne do zinterpretowania i zrozumienia przez ludzki rozum, ale zrozumiały przez wnętrze. Koniec utworu to nagły przypływ mocy. Znów pojawia się piekło, czarci fallus i pochwała dla szczerości, która obecna jest w miejscu przeznaczonym dla potępionych dusz i której nie ma w rzeczywistości kreowanej przez Kościół. Album kończy numer Bramy Żądz. Utwór opowiadający o wyższości nieświętej prawdy nad cnotliwym kłamstwem. O potępieniu i pogardzie jakim kościelny establishment darzy kobiety, które nie ukrywają swoich potrzeb seksualnych i bez skrupułów je zaspokajają. Policzek w ciemiężący światopogląd sytuujący kobiety i ich potrzeby w drugiej kolejności. Prawdziwy feministyczny manifest!(śmiech) Jeżeli chodzi o tempo utworu, to jest ono szybkie i nie różni się od poprzednich. Ocena i opinia Jak wspominałem na początku - Kat to jeden z moich ukochanych zespołów, a Oddech... to chyba moja płyta ulubiona (a w każdym razie pierwsza jaką zakupiłem), choć każdorazowy odsłuch każdego albumu do Szyderczego Zwierciadła włącznie, stanowi dla mnie nie lada przeżycie. Album ten jest niesamowicie dziki, ogromną mocą są tu gitarowe solówki, miażdżące bębny i cierpki wokal. Choć wielu ludzi bawią teksty Kostrzewskiego (szczególnie te nowe), to trzeba przyznać, że bez jego poetyckiego drygu (stąd też interpretacja każdego z nich był dla mnie nie lada wysiłkiem intelektualnym) Kat nie byłby tym, czym jest (a raczej był). Subiektywna ocena: 666/10 Tradycyjnie załączam zdjęcie posiadanych egzemplarzy posiadanych w moich zbiorach. Dla ciekawskich: cd to reedycja Metal Mind z 2016 roku (także żaden RARE), zaś kasetę wydał w roku 1996 Silverton. Zamierzam poruszyć na stronie jeszcze niejednokrotnie temat zespołu KAT, również/przede wszystkim w pasmie Metalowych Rozkmin.

Kat. Track 1 on Oddech Wymarłych Oddech Wymarłych Światów. Kat. 1. Porwany Obłędem. 2. Śpisz Jak Kamień

Kat - 666 Wydawca: Klub Płytowy Razem / Nuclear War Now! Productions / Stuff / Silverton / DBC Rok wydania: 1986 Metal I Piekło Diabelski Dom, cz. I Morderca Masz Mnie Wampirze Czas Zemsty Noce Szatana Diabelski Dom, cz. III Wyrocznia Czarne Zastępy 666 Skład: Roman Kostrzewski - śpiew; Piotr Luczyk - gitara, chórki; Ireneusz Loth - perkusja, chórki; Wojciech Mrowiec - gitara, chórki; Tomasz Jaguś - gitara basowa, chórki Produkcja: Krzysztof Domaszczyński Metal był zawsze muzyką opozycyjną w stosunku do typowo konsumpcyjnego i purytańskiego społeczeństwa, dlatego budził wśród różnego rodzaju tradycjonalistów wiele kontrowersji. W niemal każdym kraju znalazł się jakiś metalowy skandalista, a w polskich warunkach sporo w tych kategoriach mówiło się o twórczości zespołu Kat, której zarzucano propagowanie satanizmu i deprawację młodzieży. Nazwa grupy pochodzi ponoć od rejestracji samochodowej, typowej dla miasta Katowice. Zespół uformowali w 1979 r. gitarzysta Piotra Luczyk i perkusista Ireneusz Loth. Zanim formacja zasłynęła jako polski prekursor heavy i thrash metalu, muzycy grali instrumentalnego hard rocka i wpływy tego gatunku będą jeszcze słyszalne na pierwszych płytach Kata. Najwięcej kontrowersji wywoływała osoba wokalisty Romana Kostrzewskiego, który dołączył do zespołu nieco później, w 1981 r. Charakterystyczny sposób śpiewania Kostrzewskiego, pełen jęków, westchnień, zawodzeń i innego rodzaju artykulacji w połączeniu z tekstami o tematyce wampiryczno-diabelskiej po prostu musiał budzić niepokój w katolickiej Polsce. Zresztą liryki Romana z pierwszych wydawnictw Kata były też poddawane krytyce i z innego powodu - nie zawsze są to po prostu teksty wysokich lotów. Dla mnie nie ma to większego znaczenia, liczy się klimat kompozycji i jeśli wokaliście uda się stworzyć odpowiednią kombinację środków wyrazu, to dużo więcej do szczęścia nie trzeba. A Kostrzewskiemu się to udaje, ba, pod tym względem wydawnictwo 666 uważam nawet za najlepsze w dyskografii grupy. Co sprawia, że darzę je takim sentymentem? Paradoksalnie, jego pozorne słabości jak choćby samo brzmienie i produkcja, są akurat jego największymi atutami. Piwniczne, ostre brzmienie gitar dobrze się komponuje z zawodzącym głosem wokalisty, więc osoby podatne na wszelkiego rodzaju psychosugestie mogą faktycznie uwierzyć, że ta muzyka pochodzi od samego diabła. Sama płyta jest polskojęzyczną wersją wydanego wcześniej albumu Metal And Hell i w moim odczuciu wypada lepiej, kiedy materiał odśpiewywany jest w rodzimym języku. Pierwsze w zestawie jest Metal I Piekło, nagranie utrzymane w stylistyce szybkiego heavy/black metalu, podobnego nieco do pierwszej płyty Bathory i niektórych kawałków Venom. Dość techniczne i poprawnie zagrany zestaw dźwięków, ale to jeszcze na szczęście nie jest szczyt możliwości kompozytorskich zespołu. Sto razy lepszy jest Diabelski Dom, cz. I, numer osadzony bliżej konwencji klasycznego hard rocka, a do tego uzbrojony w liczne, łatwo wpadające w ucho melodie. Jest bardziej skoczny, dynamiczny, mimo swych mrocznych tekstów nawet dość wesoły. Fani starego, dobrego hard rocka powinni się z nim obowiązkowo zapoznać. Wraz z Mordercą grupa powraca do stylistyki szybkiego heavy metalu, okraszonego ponurym i pełnym grozy głosem Kostrzewskiego, gdzieniegdzie też adekwatnymi do nastroju chórkami. Nie muszę chyba dodawać, że takich ścieżek najlepiej słucha się z wieczora, w przyciemnionym pokoju i będąc po kilku kieliszkach czerwonego wina... Dalej nadciąga Masz Mnie Wampirze, jeden z moich absolutnych faworytów z tego krążka. Solidne, hard rockowe riffy suną do przodu, a zaraz potem Kostrzewski wchodzi ze swoim wokalem przypominającym jęki jakiegoś potępieńca, uwięzionego w lochach średniowiecznego zamku (albo ducha tegoż kilkaset lat później) i udaje mu się tę werwę utrzymać do końca nagrania. W refrenach z kolei dominuje śpiew bliższy szeptowi, wciąż jednak bez psucia pierwotnego zamysłu kompozycyjnego. No i za solówką coś pięknego, wspaniała melodia wygrywana przez gitary z towarzyszeniem sekcji rytmicznej, niby jakby z innej bajki, a jednak pasująca do utworu jak ulał. Stylistyka gry zmienia się wraz z utworem Czas Zemsty. Jest to taka heavy metalowa ballada, gdzie niektóre partie wokalne są wręcz recytowane, próżno natomiast szukać gitar akustycznych i tym podobnych rzeczy zazwyczaj kojarzonych z balladami. Po postu wolna, ale nie pozbawiona ciężkości kompozycja, brzmiąca trochę, jakby była napisana do wykonania w okolicach cmentarza czy kostnicy. Noce Szatana to znów takie szybsze heavy, w którym niektóre zagrywki przywodzą mi na myśl kawałki wczesnych Megadeth i Mercyful Fate. Miło mieć świadomość, że już w połowie lat '80 mieliśmy w Polsce zespoły grające na światowym poziomie. Na kolejnej pozycji Diabelski Dom, cz. III, czyli trzecia część rozpoczętej wcześniej opowieści. Nieco słabsza od części pierwszej i drugiej, ale zaraz zaraz, właśnie, gdzie zagubiła się część druga? Spokojnie, znajdziemy ją na płycie Oddech Wymarłych Światów, gdzie Kostrzewski raz jeszcze zabłyśnie ze swoim talentem wokalnym. I znów jeden z moich ulubieńców na krążku - Wyrocznia. Uwielbiam te wszystkie melodie tutaj występujące, uwielbiam to, co tutaj ze swym głosem wyrabia gardłowy. Czuć grozę, czuć obłęd i potępienie, prawdziwie diabelska muza. Wszystko strukturalnie osadzone gdzieś pomiędzy rytmicznym hard rockiem a heavy metalem, po raz kolejny czuję dumę, że nagranie zostało skomponowane w kraju nad Wisłą. Trochę niepotrzebnie zespół pozwolił sobie na galopadę przed solówką, ale i tak nie psuje to pozytywnego obrazu całości. Lubię też i Czarne Zastępy, głównie za samą muzykę gdyż akurat tutaj liryki faktycznie nie są najwyższych lotów. Zazwyczaj je ignoruję, traktując głos Kostrzewskiego po prostu jako jeden z instrumentów. Ostatni w zestawie jest numer tytułowy, 666. Raz jeszcze powrót do heavy/speed metalu, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Kompozycja prostsza i sporo ustępująca połowie nagrań z tego wydawnictwa, ale na szczęście i tutaj formacja nie zapomniała o zamieszczeniu kilku chwytliwych melodii. Dziwią mnie niektóre opinie wygłaszane przez, niestety w większości, domorosłych "ekspertów", którzy tej płycie wystawiają niskie noty. Jak dla mnie ten krążek to absolutna klasyka polskiego metalu i Kat zasłużenie zaliczany był do naszej gatunkowej wielkiej trójcy obok TSA i Turbo. Cholernie dobry album nietuzinkowego zespołu z charyzmatycznym frontmanem, w dodatku obdarzonym nieprzeciętnym głosem. Polecam. Oficjalna strona zespołu Kat i Roman Kostrzewski: Oficjalna strona zespołu Kat:

Find many great new & used options and get the best deals for KAT - ODDECH WYMARŁYCH ŚWIATÓW at the best online prices at eBay! Free shipping for many products!
"Zza światów" to drugi obraz w reżyserskiej karierze Stuarta Gordona i zarazem druga adaptacja prozy Howarda Phillipsa Lovecrafta w jego dorobku. Podstawą scenariusza było krótkie opowiadanie, którego skąpą dośćfabułę potraktowano tu jedynie jako punkt wyjścia dla obszerniejszej historii. Głównym bohaterem tej opowieści jest odgrywany przez niezastąpionego Jeffreya Combsanaukowiec nazwiskiem Crawford Tillinghast, który asystuje w badaniach ekscentrycznemu doktorowi Pretoriusowi (Ted Sorel). Pretorius pracuje nad rezonatorem, który poprzez stymulację powodującąrozrost szyszynki pozwoliłby mu zajrzeć do innego wymiaru. Owe badania przynoszą w końcu rezultaty. Rezultaty, należy nadmienić, dosyć przerażające, bowiem Pretorius zostaje zaatakowany i uśmierconyprzez istotę nie z tego świata. Przybyła na miejsce zdarzenia policja nie daje wiary wersji wydarzeń przedstawionej przezasystenta i oskarża go o zamordowanie doktora. Ze względu na nieprawdopodobne teorie głoszone przez siebie Crawford trafia na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Tam uwagę zwraca na niego doktor Katherine McMichaels(Barbara Crampton, którą Gordon zatrudnił wcześniej przy "Reanimatorze"), która postanawia umożliwić mu powtórzenie eksperymentu z rezonatorem i tym samym udowodnienie swej na miejsce tragedii w towarzystwie lekarki oraz funkcjonariusza policji, by zbadać prawdziwy koszmar, który czai się w bliskim sąsiedztwie naszej rzeczywistości... "Zza światów" to pozycja, której nie trzeba przedstawiać żadnemu z zagorzałych miłośników twórczości Lovecrafta. Pomimo dosyć sporej ilości ekranizacji jego dorobku, odsetek tych udanych jest niezwykle nikły. Wynika to przede wszystkimz faktu, iż klimat, jaki wytwarzał swym piórem"samotnik z Providence", jest niezwykle trudny do oddania na ekranie. Gordonazaś spokojnie można uznać za jednego z najlepszych i najwytrwalszych adaptatorów prozy autora "Koloru z przestworzy". Wraz ze swymi pracownikami od "Reanimatora", Dennisem Paolii Brianem Yuzną, Gordonzastosował tu identyczny zabieg jak w przypadku pierwszego projektu. Mianowicie chodziło o to, aby akcję podlać odpowiednią dawką czarnego humoru – w końcu nic nie działa tak dobrze w przypadku filmu grozy,jakwystrzeganie sięskrajnej powagi, która mogłaby przecież równie dobrze narazić rzecz na śmieszność. Przyznam ze swej strony całkiem szczerze, że takie podejście ma też swoje minusy. "From beyond" trudno bowiem uznać za mrożący krew w żyłach horror. To raczej taka makabryczna opowiastka z dużym przymrużeniem oka i o odczuciach podobnych do tych, jakich dostarcza lektura Lovecrafta, można raczej tego jestem jak najbardziej dalekiod krytyki tego obrazu, gdyż jest to zwyczajnie kawał świetnej rozrywki dla każdego pasjonata filmowej grozy. Jest tu masa smakowicie wykonanych efektów, które ucieszą każdego, kto tak jak ja pod względem rozwoju technicznego zatrzymał się na poziomie lat 80. Zamiast rażących sztucznością, pozbawionych duszy sztuczek komputerowych, króluje tu wytrwała praca charakteryzatorów i triki będące dziełem rąk ludzkich. Cóż, niejeden powie, że takie twory jak "Zza światów"to dziś kicz iprzeżytek. Oczywistym przeto warunkiem przy oglądaniu jest niewątpliwie choćby pobieżna znajomość dorobku Lovecrafta – w końcu to produkcja stworzona przez jegoentuzjastów itakoż w pierwszej kolejnościdla jego fanów. Reszta niekoniecznie odkryje tkwiący w owym obrazie niewątpliwy użytkowników uznało tę recenzję za pomocną (23 głosy).Bogaty w wymyślne efekty specjalne obraz robi silne wrażenie na widzu na płaszczyźnie wizualnej, równocześnie kreując odurzającą atmosferę psychicznego osaczenia, co ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 75%
Kat-Oddech Wymarłych Światów 01. Porwany obłędem (Taken by Insanity)02. Śpisz jak kamień (You Sleep Like a Stone)03. Dziewczyna w cierniowej koronie (Girl in „Oddech Wymarłych Światów” stał się bez cienia wątpliwości albumem kultowym! Formacja Kat w 1988 roku udowodniła, że „Polacy nie gęsi, swój metal grają” i to na poziomie nie byle jakim. Demoniczne wokale Romana Kostrzewskiego, chwytliwe riffy Piotra Luczyka i perkusja Irka Lotha, która trzyma kawałki w ryzach – te elementy na zawsze przejdą do historii polskiej muzyki!Jakiś czas temu do sieci wyciekło niepublikowane demo wydawnictwa, składające się z czterech utworów. Materiał ten ma przede wszystkim wartość kolekcjonerską, chociażby z tego względu, iż dzięki niemu możemy po raz pierwszy usłyszeć Diabelski Dom cz. II oraz Mag-Sex…w wersji anglojęzycznej! Nagranie zostało przegrane z kasety (prawdopodobnie pochodzącej z prywatnych zbiorów), co wpłynęło na brzmienie i specyficzny klimat. Sam wokal jest przez to znacznie wyższy niż w finalnej wersji, a kompozycje sprawiają wrażenie brutalniejszych. Dla fanów z pewnością będzie to nie lada gratka!Specjalnie dla Was poprosiliśmy perkusistę, Irka Lotha, by w kilku zdaniach skomentował znalezisko:A to śmieszne. Kaseta magnetofonowa po latach…i te oszalałe prędkości, przez co Roman ma zniewieściały głos. Bajera! To mogło być nagrane w Leśniczówce, najsłynniejszym wówczas miejscu swobodnej twórczości w całej Polsce. Leśniczówka w największym parku w Europie, Parku Śląskim w Chorzowie, gdzie tworzył się Oddech. To by chyba było na tyle, ze wspominek. Pozdrawiam, Roman Kostrzewski – wokal Ireneusz Loth – perkusja Piotr Luczyk – gitara Krzysztof „Stagman” Stasiak – bas 01 – Diabelski Dom cz. II (wersja anglojęzyczna) [0:00 – 4:12] 02 – Mag-Sex (wersja anglojęzyczna) [4:13 – 9:01] 03 – Głos z Ciemności [9:02 – 14:05] 04 – Dziewczyna w Cierniowej Koronie [14:06 – 18:48]Grupa Kat & Roman Kostrzewski już 3 lutego w Słupsku rozpocznie obszerną trasę koncertową po Polsce! Zespół ponadto pracuje nad płytą, dzięki czemu niektóre nowe kawałki zostaną zagrane już podczas nadchodzących występów. Zapraszamy także do zapoznania się z naszą recenzją re-recordingu kultowych „Trzech Szóstek”!Kat wraz z Metalliką w 1987 roku. Wielbiciel muzycznych kontrastów - moje uznanie zyskują kanonady dźwięków, jak i wolne nihilistyczne nowoorleańskie riffy. Tych drugich, szczególnie w wykonaniu takich kapel jak Acid Bath, mógłbym słuchać całymi dniami! Klasyczny i soczysty drive jest tym, co w muzyce cenię najbardziej. Dzięki serwisowi mogę wreszcie dzielić się swoją pasją z innymi. Feb 16, 2022 - This Pin was discovered by CRAZOL BOLX. Discover (and save!) your own Pins on Pinterest Klasyk mrocznego, przebojowego thrashu (9/10)Po wywołaniu, za sprawą "diabelskiego" debiutu, sporego zamieszania na polskiej scenie muzycznej członkowie śląskiego Kata dość spokojnie pracowali nad kolejnymi kompozycjami, którymi zresztą obficie dzielili się z fanami w trakcie licznych, grywanych w drugiej połowie lat 80-ych koncertów. Oficjalne wypuszczenie na rynek drugiej płyty formacji nastąpiło dopiero w połowie 1988 r. i niestety było efektem ponurej rzeczywistości wydawniczej schyłkowego PRL-u. Działająca wtedy cenzura co bardziej buntowniczym artystom rzucała kłody pod nogi i długo wstrzymywała wydawanie ich materiałów. Warto jednak było czekać, bo czteroosobowy w tym przypadku skład stworzył dzieło ponadczasowe, będące legendą polskiego metalu i jednym z najlepszych ciężkich wydawnictw, jakie ukazały się w Polsce. Do tego album ten w idealny sposób pokazał mrok końcówki lat 80-ych XX wieku oraz standardy stylistyczno-brzmieniowe, panujące wtedy nie tylko nad Wisłą. Oddech Wymarłych Światów, w przeciwieństwie do mocno opartego na heavy metalu 666 przynosi już mocno thrashowe oblicze Kata, inspirowane utworami Metalliki z okresu albumu Ride The Lightning oraz Slayera z czasów Hell Awaits. Jest to album ciężki, stawiający na konkretną moc gitarowych riffów, w większości galopujące tempa oraz sporą agresję dźwięków. Nie brakuje tu jednak dużych dawek melodii a także lżejszych fragmentów w tym akustycznych, pozwalających słuchaczowi odpocząć i odetchnąć od hałasowania. Zamiłowanie do spokoju jest zresztą u Ślązaków na tyle duże, że pokusili się oni nie tylko o napisanie swojej pierwszej ballady (wzbogaconej jednak ciężkim i dynamicznym finałem), ale też sporej liczby klimatycznych otwarć i finałów poszczególnych utworów. Na Oddechu... bez problemu można też odnaleźć fragmenty z heavy metalową melodyką, odwołującą się do twórczości Iron Maiden a sposób percepcji albumu ułatwia olbrzymia chwytliwość większości kompozycji, nadających im klasyczny charakter, formujący kanon polskiej muzyki metalowej. W samych utworach mocno słychać też postęp kompozytorski, jakiego dokonał zespół przez dwa lata od debiutu. Nie są to już proste i krótkie strzały, ale rozbudowane i wielowątkowe formy, trwające w okolicach 5-6 minut każda. Choć w większości trzymają się one tradycyjnych schematów zwrotkowo-refrenowych, to jednocześnie nie brakuje im ambicjonalnych odchyłów i kilku ciekawych wycieczek w nieznane. Sporo dobrego trzeba też napisać o grze poszczególnych członków Kata. Piotr Luczyk prezentuje się nie tylko jako bardzo ciekawy gitarzysta rytmiczny ale przede wszystkim osoba mająca spore wyczucie melodyki i talentu do tworzenia mrocznych klimatów w partiach solowych. Jego popisów jest sporo a oscylują one między "slayerowym", kakafonicznym przebieraniem po gryfie, ambitnymi, melodyjnymi popisami a klimatycznymi, krótkimi wstawkami, których nie powstydziłyby się klimatyczne formacje metalowe tworzące w kolejnej dekadzie. Uzupełnieniem pracy gitar jest wyrazista i często wychodząca na pierwszy plan praca basu Krzysztofa Stagmana oraz ciężkie i równe uderzanie w bębny przez Ireneusza Lotha, który na Oddechu... po raz pierwszy pokazał swój charakterystycznie toporny i jednocześnie pełen nieszablonowych zagrywek styl uderzania w instrumenty perkusyjne. Najwięcej jednak emocji wywołuje śpiew Romana Kostrzewskiego, który oprócz mocnego i wściekłego zdzierania gardła potrafi również wchodzić w rejony dużo bardziej melodyjne a miejscami nawet subtelne, w czym trochę nawiązuje do klasyków polskiej muzyki rockowej a w szczególności Krzysztofa Cugowskiego z Budki Suflera. Wartość śpiewu Romana wzbogacają też jego charakterystyczne teksty, w których co prawda na konkretną treścią dominują kwieciste mroczne metafory, to jednak są one poważniejsze niż zamieszczone na 666 i mogą robić duże wrażenie szczególnie na młodszym pokoleniu słuchaczy. Szczególnie że za sprawą surowego i nie zawsze w pełni profesjonalnego brzmienia Oddech Wymarłych Światów został wyraźnie umiejscowiony w estetyce i klimacie lat 80-ych, prezentując się wyjątkowo mrocznie nawet jak na czas swojego powstania. Co do poszczególnych utworów Kat na drugiej płycie po raz pierwszy postawił na sporą różnorodność materiału i w efekcie płyty słucha się doskonale od początku do końca a odbiorca nie ma prawa się nudzić. W agresywnym, szybkim i w większości wściekłym repertuarze Polacy doskonale odnajdują się za sprawą: otwierającego całość, mieszającego brutalną, gitarową agresję i kapitalną melodykę zapadających w pamięci refrenów Porwanego Obłędem, mrocznej, klimatycznej i powoli się rozkręcającej Dziewczyny w Cierniowej Koronie oraz najbardziej brutalnego i nastawionego na "slayerowe" galopady i kakafoniczne solówki Mag-Sex. Na drugim biegunie znalazła się rozpoczyna się bardzo delikatnie stonowanymi dźwiękami klawiszy ballada Głos Z Ciemności, w której członkowie Kata udowadniają, że są bardzo utalentowanymi uczniami Metalliki w temacie tworzenia rozkręcających się stopniowo, dłuższych eposów. Najlepsze wrażenie pozostawiają jednak utwory utrzymane w średnim tempie, w których też przy okazji najwięcej się dzieje. Motoryczny, świetny riffowo i wokalnie Śpisz Jak Kamień to jedna z najbardziej mrocznych kompozycji w dorobku Kata, której ze względu na wstawki gitar solowych nie powstydziłby się sam Paradise Lost. Dodatkowego smaczku dodaje jej długie, akustyczne zakończenie z płynącą solówką i wokalami nawiązującymi do twórczości klasyków polskiego rocka z lat 70-ych. Z kolei Diabelski Dom Cz. II to nie tylko najciekawsza z pieśni noszących ten tytuł, ale także kapitalna, energetyczna petarda, świetnie zaśpiewana przez Romana Kostrzewskiego, do tego bombardująca słuchacza dzikim przyśpieszeniem w części środkowej. Jest to jeden z największych i najbardziej lubianych klasyków z repertuaru Kata. Równie doskonałe wrażenie sprawia oparty na heavy metalowych, chwytliwych melodiach i sporej ilości ciekawych solówek Bramy Żądz, którego nietypowa struktura z dwoma refrenami oraz wyraźnym podkręceniem tempa pod koniec powoduje, że jest to jeden z najbardziej ambitnych i nieszablonowych utworów w dorobku Wymarłych Światów stanowi otwarcie najlepszego twórczego okresu w historii Kata, w trakcie którego ten zespół stał się legendą polskiego metalu, na której nowe, ukazujące się przy tym bardzo nieregularnie pozycje wszyscy fani metalu czekali z zapartym tchem. Choć ta płyta w dużym stopniu bazuje na dokonaniach thrash metalowych klasyków w tym zwłaszcza uwielbianej przez Polaków Metalliki, to jednak sposób prezentacji materiału a także odważne sięganie do lżejszych bądź mrocznych odmian muzyki metalowej i rockowej tworzy jedną z bardziej oryginalnych płyt gatunku. Jest ona doskonałym świadectwem, że nad Wisłą w latach 80-ych także potrafiono tworzyć dzieła na światowym poziomie we niczym nie ustępujące najlepszym. Wszystkich zawartych na tej płycie kompozycji słucha się doskonale także po ponad 30 latach od ich premiery a ich wartość ciągle jest bardzo wysoka. Trudno mi ostatecznie przesądzać, czy jest to najlepsza pozycja z repertuaru śląskiego zespołu, bo kolejne dwie w niczym jej nie ustępują. Bez wątpienia jednak jest to jedna z najbardziej inspirujących dla młodych ludzi pozycji w historii polskiej muzyki metalowej, dzięki której wielu z nich w kolejnych latach i dekadach poświęciło swe życie na tworzenie ciężkich dźwięków. I z tego też powodu należy jej się olbrzymi szacunek i pamięć wśród miłośników A High Point for Eastern Bloc ThrashKat's third album is where they take many of their influences such as Venom, Metallica, and early Testament to mix them into their own, unique, toxic sonic brew. This is a crusty, satanic thrash album with raw production that only amplifies the crunch of the riffs that gallop forth here. This album is like a more refined Venom with more complex riffing and structures akin to Kat's American contemporaries, along with a singer who sounds mad and bewitched. This was the album that showed off the Polish underground's true strengths and would pave the way for the massive Polish death and black metal scenes. Oddech Wymarłych Swiatów is to Poland, what Black Metal and Ride the Lightning were to the English-speaking metal Wymarłych Swiatów, meaning "The Breath of Dead Worlds" in its native Polish, is an album that's well-composed and uses its raw soviet-era production to its advantage to project an atmosphere of gloom over the album, which is very fast and thrashy. It kicks off with "Porwany Obledem" which makes use of choppy, galloping riffs and Roman Kostrzewski's manic chorus calls. It's got an energy like gearing up in your buggy to take on the destroyed, ominous wasteland in front of you. Other songs like "Spisz Jak Kamien", "Diabelski Dom", and "Bramy Zadz" all have solid riffing patterns and a nice dark crunch to them that just makes the thrash even heavier. The guitars are even dark on the soft Metallica-inspired acoustic parts of the album, making the atmosphere feel warm, yet barren and gloomy. This is only further accented by Kostrzewski, whose singing is melodic and manic at the same time, making it feel as though you are listening to the death throes of a man trapped in the insane, ruined lands that Kat describe in their songs. Every song sticks after a listen or two and there is nothing on here I'd consider filler. It's all raw, thrashy, hard-hitting, and that this album would later influence some of Poland's giants only helps the reputation this has, which can stand tall on the music alone. Vader, Behemoth, and the Acid Drinkers consider this band to have influenced their sound and their entire national scene. With an album with as many iconic thrashing songs as this one, it's easy to see them having that kind of impact. This album blends Testament, Metallica, and Venom so evenly, and has the instrumental and songwriting strengths to compete alongside them. For a chilling and riff-charged thrash experience, look no further. These Polish gents have certainly done Votes are used to help determine the most interesting content on RYM. Vote up content that is on-topic, within the rules/guidelines, and will likely stay relevant long-term. Vote down content which breaks the rules. Read about Kat - Głos z ciemności by Kat - Oddech wymarłych światów and see the artwork, lyrics and similar artists. OpisLegenda polskiej sceny muzycznej powraca! Po latach oczekiwań fanów - ponownie w sprzedaży jedna z najbardziej klasycznych pozycji muzyki metalowej!Oddech wymarłych światów to reedycja drugiej studyjnej po 666 i jej anglojęzycznej wersji Metal and Helll płyty Kata, która pierwotnie wydana została w 1988 roku. Album uznany został w licznych podsumowaniach jako jedna z najlepszych płyt w historii polskiej muzyki metalowej. Reedycja wierna jest swojemu oryginałowi i wydana zostanie z najwyższą dbałością o każdy szczegół. Polecamy! Płyta wydana w klasycznym plastikowym opakowaniu typu jewel case! Δυστυχώς δεν έχουμε ακόμα το tracklist για το άλμπουμ "Oddech Wymarłych światów". Έχουμε προσθέσει το άλμπουμ στον ιστότοπό μας χωρίς το tracklist, ώστε να μπορείτε να πείτε σε άλλους τη γνώμη σας.

About “Oddech Wymarłych Światów”

Dziś pomówimy sobie o niedawno wydanej płycie Kata "Oddech wymarłych światów demo". Link do filmu o oryginalnym Oddechu: • ESENCJA POLSKIEGO #kat #polishmetal #metal #thrashmetal
1. Łossod – 02:56; 2. Ośle – 05:35; 3. Tarło – 05:20; 4. Modłości – 05:38; 5. Baba zakonna – 04:44; 6. Popiór – 04:52; 7. Głowy w dół spuszczone – 05:28; 8. Dali na mszę – 06:08 Trudno zliczyć, ile razy w przeciągu ośmiu lat, które minęły od ukazania się płyty „Biało-Czarna” Roman Kostrzewski był pytany o przewidywaną datę premiery kolejnego albumu swojej inkarnacji Kata sygnowanej nazwą zespołu i jego nazwiskiem. Jednak ilekroć natrafiałem na wywiad, w którym padało to pytanie, tylekroć padała na nie inna odpowiedź. Sam czekałem, osobiście wielokrotnie zagajałem do muzyków przy okazji spotkań przed i po koncertach. Teraz te spekulacje są całkowicie nieistotne bo oto doczekaliśmy się: nowy, zawierający premierowy materiał album formacji Kat & Roman Kostrzewski stał się faktem. Po jego wysłuchaniu mogę jedynie krótko i treściwie oznajmić: warto było. Darzę jednakowym szacunkiem wszystkich muzyków, którzy kiedykolwiek grali w Kacie, a w trwającym od 2004 sporze między niegdysiejszymi dwoma centralnymi postaciami zespołu jestem osobą całkowicie bezstronną. Niemniej jednak uważam, że „Popiór” to zdecydowanie najlepszy album, który od rzeczonej daty ukazał się pod banderą Kat, z dopiskiem lub bez niego, a przesłuchałem i posiadam w swoich zbiorach wszystkie. Brzmieniowo nowa płyta jest jakby symbiozą patentów wykorzystanych na poprzedniczce z tymi, na których opiera się klasyczny longplay „Róże miłości najchętniej przyjmują się na grobach” z 1996 roku. Najlepiej słychać to w numerze „Głowy w dół spuszczone”, w którym niektóre riffy są jakby wyjęte żywcem z tej pierwszej, zaś połamany technicznie układ utworu od razu przywodzi na myśl tę drugą. Trochę mniej czytelne, ale również dostrzegalne podobieństwo między nową płytą a wymienionymi dwoma można usłyszeć w singlowym „Ośle”, który konstrukcyjnie jest typową dla Kata thrashową galopadą. W tej kompozycji słychać nawet echa zrewitalizowanych „Szóstek” z 2015 roku, konkretnie „Metalu i piekła” w tamtej wersji. Kolejnym złożonym, ciekawie zaaranżowanym numerem jest „Tarło”. Szybkie kanonady przeplatają się tu z wolniejszymi fragmentami, taką progresywną wielowątkowość w twórczości Kata zawsze bardzo sobie ceniłem. „Modłości” sprawiają wrażenie logicznej kontynuacji „Szmaragdu bazyliszka”, przynajmniej z początku. Tak jak w tamtym utworze mamy narastające, choć nie takie długie intro, dopiero potem zespół atakuje by znowu zwolnić, następnie przypuścić kolejną szarżę i wreszcie zakończyć kolejnymi sennymi, czystymi dźwiękami. Tu dochodzimy do kolejnego punktu stycznego z „Różami”, mianowicie po wybrzmieniu ostatnich „ładnych” tonów znienacka atakuje agresywny, kostkowany riff (zupełnie jak „Strzeż się plucia pod wiatr” następujący po „Wierzę”). To „Baba zakonna”, mój zdecydowany faworyt na „Popiórze”. Podoba on mi się najbardziej z dwóch powodów. Po pierwsze w końcówce pojawia się zabieg, którego nigdy wcześniej u Kata ani u Kat & nie słyszałem, mianowicie unisono wysokich tonów gitary basowej z riffem. Fajny patent, pasuje do muzyki tej grupy. Po drugie, po typowo thrashowej pierwszej części pojawia się mostek oparty na synkopach, a następnie płynny powrót do głównego riffu. Nawet w porównaniu do maksymalnie pokręconego technicznie albumu „Bastard” z 1992 robi to niezłe wrażenie. Mamy tutaj również dwie ballady: umieszczenie na początku w pełni akustycznej kompozycji „Łossod” miało zapewne na celu świadomie zdezorientować słuchacza zastanawiającego się nad tym, co dalej będzie się działo na płycie. Wiosła brzmią tu właściwie identycznie jak na „Buku”, aranż też zbytnio nie odbiega od bezprądowych wersji klasycznych utworów Kata z tamtej płyty. Drugą pościelówką jest numer tytułowy, wykorzystujący podobne rozwiązania co „Trzeba zasnąć” z „Szyderczego zwierciadła”, czyli akustyczne partie gitary rytmicznej i elektryczne prowadzącej. Jednak jeśli przyrównać te dwa kawałki do siebie pod kątem oceny, który jest lepszy, to „Popiór” wypada niestety blado. Ten utwór ratuje jednak nowy bębniarz grupy, Jacek Nowak. Jego gra dodaje temu kawałkowi werwy, szczególnie w tej części, w której nabija na hi-hacie zamiast na ridzie. A jak na tym albumie zaprezentował się sam lider formacji? Cóż latka lecą, więc nie może on sobie już pozwolić na swoje firmowe niegdyś przeszywające dreszczem falsetowe piski. Na „Biało-Czarnej” jeszcze próbował, ale już tam było słychać, że na jego dawną barwę głosu nie ma co liczyć. Tutaj odnalazł dla siebie nową formułę: zamiast próbować na siłę dosięgnąć górek przeplata dostojnie brzmiący, nasycony złowrogimi pomrukami bas z odrobiną melodyjnego tenoru co wychodzi mu naprawdę przekonująco i pasuje do klimatu muzyki. Za to w tekstach Roman nie zmienił się w ogóle: z właściwą dla siebie swadą porusza tematy niewygodne, wytyka przywary i bluźni tak jak on to tylko potrafi najlepiej. Podsumowując, „Popiór” to świetny album. Przez chwilę już zaczynałem tracić wiarę w to, że Kat & wyda jakąkolwiek płytę, a nawet jeśli to będzie ona wymęczona do bólu. Nie jest tak. Myślę, że obecność w składzie dwóch Jacków, obu niemal o pokolenie młodszych od wokalisty ma kluczowe znaczenie dla artystycznej wartości „Popióra”. Do kapeli wpłynęła świeża krew, a ona praktycznie zawsze daje zastrzyk dobrych pomysłów. Nie jest to płyta przełomowa, ale jest naprawdę solidna i myślę, że spokojnie można ją postawić na półce obok „Oddechu wymarłych światów” czy oryginalnych „Szóstek”. 9/10 Patryk Pawelec

Bastard (edycja specjalna) - Kat, w empik.com: 43,99 zł. Przeczytaj recenzję Bastard (edycja specjalna). Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!

Dodaj do ulubionych Ulubione 1 marca światło dzienne ujrzał długo wyczekiwany nowy album KAT & ROMAN KOSTRZEWSKI, zatytułowany „Popiór". Z tej okazji odbywa się trasa koncertowa promująca nowe wydawnictwo. Po jej pierwszej, wiosennej części mamy przyjemność zaprosić Państwa na jesienną odsłonę Popióra na żywo. Mamy nadzieję, że przybędziecie równie licznie i że większość z Was zdążyła już się zapoznać z nowymi dźwiękami. Płyta „Popiór” jest dostępna tylko na koncertach zespołu oraz przez stronę internetową: Po rozłamie w zespole KAT, Roman Kostrzewski i Irek Loth powołali do życia, jak sami mówią, spadkobiercę katowskiej twórczości. Zespół powstał w 2004 roku w Katowicach, kultywując tradycje legendarnego KATA. Repertuar koncertowy zawiera stare kompozycje z takich płyt jak 666, Oddech Wymarłych Światów, Bastard czy Róże Miłości Najchętniej Przyjmują Się Na Grobach oraz nowe, autorskie kompozycje z płyt Biało-Czarna i wydanego w marcu 2019 roku Popióra, przed którego nagraniem zespół opuścił Irek. Obecny skład zespołu przedstawia się następująco: Roman Kostrzewski - wokal Michał Laksa - bas Krzysztof Pistelok - gitara Jacek Hiro - gitara Jacek Nowak – perkusja CZYTAJ WIĘCEJ CZYTAJ WIĘCEJ W sprzedaży (0) Wyprzedane (0) Polecane z kategorii koncert

Oddech wymarłych światów (Reedycja) Kat. 43,99 zł Czy ta recenzja Ci pomogła? Tak (16) Nie (6) Dariusz. Zakup zweryfikowany. 16.04.2023.

Wielokroć podkreślałem fakt, że Kat nie jest dla mnie pierwszym lepszym zespołem. Rzadko kiedy używam przymiotnika „kultowy” bo wyświechtane ono jest straszliwie. I naprawdę boli mnie, wkurwia i przede wszystkim żenuje obecna sytuacja z dwoma Katami, ścigającymi się na to, kto odjebie bardziej obciachową rzecz. Piotr Luczyk od dłuższego czasu odgrażał się, że nowa płyta zmiecie wszystko co dotychczas nagrał Kat, mówił o nowym otwarciu, nie widziałem jednak żadnego wywiadu, w którym ktoś postawiłby mu trochę bardziej niewygodne pytania niż „to zejdziecie się z Romkiem czy nie?”. Do „Without Looking Back” podszedłem ostrożnie, ale bez uprzedzeń. No album mnie nie porwał. Równocześnie z promówką przyszło zapytanie, czy nie bylibyśmy zainteresowani wywiadem z zespołem. Oczywiście, że bylibyśmy, bo Luczyk unika jak ognia bardziej rzeczowej dyskusji. W swojej naiwności liczyłem, że może przy odrobinie dobrej woli uzyskam odpowiedzi na pytania, które nurtują mnie, ale i zapewne spore grono czytelników czy fanów. Wszak pan Piotr odpowiadał ostatnimi czasy na wywiady dla Antichrist ‘zine czy EMQ zine, no ale to są wywiady dla zagranicy. A! Byłbym zapomniał, przecież odpowiedział również dla Problemy Polskiego Rynku Muzycznego. Tym bardziej liczyłem, że nawet taki zasrany Chaos Vault zaszczyci odpowiedziami. Niestety przeliczyłem się, po miesiącu oczekiwania wytwórnia odpisała, że Piotr nie jest jednak zainteresowany wywiadem. Szkoda, że dopiero po tym gdy przeczytał pytania. Postanowiłem jednak wrzucić ten nie-wywiad na łamy Chaos Vault. Jasne, to nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy ktoś, pomimo wcześniejszych ustaleń, aprobaty i tak dalej olewa moje pytania. Nie ma problemu, jego prawo, choć to trochę brak szacunku dla mojego czasu czy czasu innych osób, które były w podobnej sytuacji. Jednak w przypadku Piotra Luczyka podejrzewam, że głównym powodem nagłego braku zainteresowania nie była sprawa losowa, nagły brak wolnych terminów (czekałem półtora miesiąca, poczekałbym i kolejne, jeśli zostałbym zapewniony, iż otrzymam odpowiedzi, nie pierwszy i nie ostatni raz) czy tym podobne rzeczy. Ktoś tu po prostu jest zbyt dumny, może nie ma jaj, może nie ma szacunku dla czytelników, a może po prostu pytania były za trudne. Oceńcie więc sami, czy pytania, które zadałem były hejterskie, za mało pochlebne i zadajcie sobie pytanie – czy trochę nie szkoda, że nie dowiecie się, co pan Luczyk ma do powiedzenia w poruszonych poniżej kwestiach. Oracle: Na początek, bez owijania w bawełnę – „Without Looking Back” to jasny przekaz dla polskich słuchaczy. Nie patrzycie na to co było. Ale czy w przypadku zespołu z taką historią jak Kat jest to możliwe? W Niemczech, Włoszech czy Hiszpanii dla przypadkowego słuchacza może i jesteście zespołem który może zacząć wszystko od początku, ale czy tak samo w Polsce? Piotr: O.: Niby „Without Looking Back”, jednak okładka jest pełna odniesień do starych albumów Kat. Skąd taki wybór obrazka? Jedni powiedzą, że to odcinanie kuponów, inni że hołd starym latom Kat. Osobiście uważam to za zgrzyt w odniesieniu do tytułu. P.: O.: Jak długo powstawał nowy album? Czy jego zarys istniał już w czasie „8 filmów”? Czy jednak powinniśmy liczyć czas tworzenia od momenty wypuszczenia „Mind Cannibals”? P.: O.: Słucham sobie „Without Looking Back” już od jakiegoś czasu i mam mieszane uczucia. Podejrzewam, że nie ja jedyny. Z jednej strony to przyzwoity heavy metal. Naprawdę. Gdybym zasłuchiwał się godzinami w zespołach w stylu Rage, późnym Judas Priest prawdopodobnie podobałby mi się bardziej. Ale mam w tyle głowy logo Kata i albumów w stylu „Oddech Wymarłych Światów”, „Bastard” i w zasadzie wszystkich wydanych w dwudziestym wieku… Z drugiej strony patrząc na taki singiel „Noce Szatana / Ostatni Tabor” to dostajemy tam po prostu zgrzebny hard / heavy rock… Czyli co, Kat wrócił do totalnych korzeni? P.: O.: „Wild”, „Let There Be Fire” to kawałki mocno inspirowane protagonistami ciężkiego rocka. Deep Purple, Rainbow, tego typu klimaty. Czy Piotr Luczyk w 2019 roku inspiruje się innymi zespołami niż Piotr Luczyk na początku lat osiemdziesiątych? Czy po prostu historia zatoczyła koło? P.: O.: Na „Without Looking Back” zamieściliście balladę. Większość albumów Kata było wzbogacone o tego typu numery lub bardzo podobne (trudno uznać „Czas Zemsty” za balladę), wypuściliście też przecież „Ballady”- czy więc uznajesz tego typu utwory za niezbędne w muzyce metalowej? P.: O.: Jeden z numerów z nowej płyty znalazł się na soundtracku do filmu „Dywizjon 303”. Oglądałeś ten film? Masz na jego temat jakieś przemyślenia? Nie uważasz, że polska kinomatografia dla szerokiego widza zostawia wiele do życzenia? P.: O.: Pure Steel Records to moim zdaniem solidna wytwórnia. Nie wydają pierwszej ligi, co najwyżej mocną drugą, ale zdarza się, że w ich katalogu wynajdzie się naprawdę perełki. Jak trafiliście pod ich skrzydła? P.: O.: Ok, czy jesteś zadowolony z pozostałych muzyków Kata? Powiem Ci, że słuchając wokalisty mam wrażenie, że w końcu w Kacie jest ktoś, kto operuje głosem jak rasowy heavy metalowy wokalista pomimo że tak naprawdę to chyba nie ma heavymetalowego zaplecza bo udzielał się w zespołach z innego nurtu. Jak Qbek trafił do zespołu? Kat po odejściu Romana nie miał szczęścia do gardłowych, czy to się zmieniło wraz z przyjściem Weigla? P.: O.: Z drugiej strony – Kat zawsze będzie kojarzony z Romanem Kostrzewskim i jego charakterystycznym głosem. Z trzeciej strony wojna między Wami jest tak głęboka, że jego nazwisko zostało wykreślone z biografii, w wywiadach mówisz o nim po prostu jako „o wokaliście”. Nie sądzisz, że to jednak trochę przekłamywanie historii? Coś jakby w Judas Priest po przyjściu Owensa Tipton mówił o Halfordzie „ten wokalista”… P.: O.: Uważasz, że muzycy powinni się bronić przed niepochlebnymi recenzjami osobiście? Pytam, bo osobiście zostałem opieprzony przez Twojego gitarzystę za niepochlebne reakcje względem Waszej aktywności… P.: O.: Właśnie. Kat od zawsze był kojarzony z satanizmem. Tak, wiem. Trademark wymyślony prze Romana i tak dalej i tak dalej. Ale chyba okręt Wasz zrobił zbyt nagłą zmianę kursu, gdy zaczęliście grywać po prostu luźną muzykę, bez konkretnego ukierunkowania? W wywiadzie dla Antichrist Magazine mówisz, że ten tytuł to takie odcięcie się od wcześniejszego image zespołu, którego nigdy nie akceptowałeś. Czegoś tu nie rozumiem – jak można grać w zespole przez kilka dekad, być autorem muzyki i nie utożsamiać się z imagem? P.: O.: Zamierzacie grać koncerty po wydaniu „Without Looking Back”? Co by nie mówić, drugi „Kat”, Kat z Romanem to chyba właśnie na koncertach wybudował swoją popularność… Jeśli tak – czy zamierzasz włączyć do setlisty stare numery Kata, z ery z Kostrzewskim? A może jakieś numery Hammer? P.: O.: Po internecie swojego czasu krążyło video na którym muzycy Kata grają kolędę. Czy naprawdę potrzebne są Wam takie rzeczy? Ja wiem, że w metalu różne rzeczy już były, ale uważam że takie eventy nie przynoszą Wam niczego dobrego, są wodą na młyn hejterów i tak dalej… Występowanie na spotkaniach wigilijnych zespołu, który w swoim repertuarze ma stricte satanistyczne teksty to chyba pomieszanie pojęć… P.: O.: Pytanie odnośnie Cover Festival – skąd taka inicjatywa? Nie sądzisz, że fajnie gdy zespół na koncercie gra jakiś jeden cover, a resztę swoich kawałków, ale cały festiwal z coverami to jak dla mnie przesada. W zasadzie takie rzeczy zabijają muzykę. Po co tworzyć coś nowego, skoro można scoverować znane i lubiane zespoły i mieć wszystko z głowy? P.: O.: Wiesz może kto prowadzi profil Kat – historia na fejsbuku? Pytam, bo cały ten fanpejdż wygląda jakby nie miał nic wspólnego z rzetelną historią Twojego zespołu, tylko z waleniem po dupsku Kostrzewskiego. Trochę to niesmaczne, jakichś archiwów z historii Kata to tam niewiele, raczej udział w przepychankach… P.: O.: Uważasz, że Kat powinien być bardziej znany poza granicami Polski? Wiadomo, że wśród totalnych maniaków metalu nazwa Kat zapisana jest złotymi zgłoskami, ale czy nie czujesz, że brakło Wam trochę szczęścia i przegapiliście swój moment na prawdziwą karierę? P.: O.: Gdziekolwiek nie pojawi się Kat lub Kat z Romanem pada stwierdzenie, że oba zespoły powinny dać sobie spokój. Kat z Romanem z uwagi na to, że nie gra tam nikt kto komponowałby muzykę. Twój Kat z uwagi na to, że odeszliście tak bardzo od znanego wszystkim Kata zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym. Czy nie uważasz, że byłoby to dobre rozwiązanie dla wszystkich? Obecnie pozostaje już tylko szarganie legendy i internetowe przepychanki między zwolennikami obu obozów. P.: O.: Z ciekawości – słuchałeś już płyty „Popiór”? I na koniec powiedz proszę, jaki album kupiłeś sobie ostatnio? P.: O.: Mam nadzieję, że liczba pytań nie była przeszkodą. Dzięki wielkie za ten wywiad!
В то время они также поддерживали Running Wild , Helloween и Overkill . Через год после концертов с Metallica в 1988 году KAT выпустили следующий полноформатный альбом "Oddech wymarłych światów" ( Дыхание вымерших миров ).
Oddech Wymarłych Światów. Kat. Released 1988. 0. 11132. 0. 1 Bramy Żądz 18. 2 Diabelski Dom cz. II 46. 3 Glos Z Ciemnosci 41. 4 Mag-Sex 67. 5 Porwany Obłędem Kat (10) - Oddech Wymarłych Światów (LP, Album, RE, RM, Red) Unavailable in United States . Label: Metal Mind Productions Cat#: MMPLP0765R Media Condition: Media: Mint (M) Absolutely perfect in every way. "Bastard" to jak dla mnie 75% teksty, 25% muzyka. Jednak te 25% muzyki na płycie to cztery razy więcej, niż na "Oddech wymarłych światów", czy jeszcze wcześniejszej "666". Muzyka jest o wiele bogatsza, zaskakuje rozbudowaną formą z nieustającymi wariacjami, szybko zmieniającym się rytmem. Watch the video for Mag-Sex from Kat's Oddech wymarłych światów for free, and see the artwork, lyrics and similar artists. KLIEeGx.